Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niegodnie prześladować Sewerynem i odwiedziny jego tłumaczyć najszkaradniej.
— Nie słuchaj waćpan głupców — odpowiedziała mu Scholastyka, gdy jej o tem nadmienił. — Niech sobie mówią co chcą, jedna ich potwarz zbija drugą.
Seweryn przywiązał się do Marji — tak być musiało: oboje nieszczęśliwi, ubodzy, sieroty, wychowaniem, uczuciami, sympatyzujący z sobą, poznali się na sobie, ocenili — pokochali.
Ale ta miłość była bez nadziei — a Seweryn zmierzywszy swą przyszłość i ubóstwo, nie śmiał brnąć dalej w namiętność, która za sobą udręczenia tylko wiodła. Miłość więc jego była nieśmiała, choć jawna, ale ciągle się na pieczy mająca, by nie zaszła dalej, niż iść dozwalało sumienie. Oprzeć się widywaniu Marji, gdy mu nic tego nie broniło, nie umiał; nie starał się wszakże do niej zbliżyć ile mógł, ile mu dozwalano. Skutkiem tego pełnego szlachetności postępowania, Marja sądziła jego przywiązanie umiarkowanem i chłodnem. Jedna ciotka wszystko rozumiała.
Prześladowana od jednych, nie tak kochana od Seweryna jak chciała, biedna Marja cierpiała na wszystkie strony. Nie wiem zkąd, pomimo prześladowań, mimo ubóstwa, w jakąś chwilę nieszczęśliwą wpadła w oko Kulikowiczowi.
Z dumą i pewien przyjęcia zaofiarował rękę swoją, kładnąc za warunek oddanie części Górowa w posagu, a obowiązując się wzajemnie utrzymać starego krajczego i ciotkę.
Starzec może by był przyjął tę propozycję, ale panna Scholastyka oburzyła się przeciw niej, Marja na samo wspomnienie rozpłakała i stary rzekł po cichu: