Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stroiła, przestrajała, wykręcała, układała, ażeby jak najważniejszą, stanowczą uczynić.
Zapowiedziała najprzód sobie, żeby nie wspominać o wyjeździe Seweryna z Tarnoboru, po wtóre, połączyć historję drugą z pierwszą, o której była mowa, po trzecie, tak mówić, aby Marja słyszała.
Nielitościwa jędza wiedziała, domyślała się, jaki skutek pierwsza jej powieść uczyniła na Marji, postrzegła ją blednącą, wychodzącą spiesznie dla ukrycia pomięszania, łez, wrażenia odebranego. To nietylko nie powstrzymało jej od ponowienia czynności, ale ją podbudzało ku niej jeszcze. Wyznajmy, że działając dla dobra syna, nie mogła okrutniej zadać fałszu nazwaniu swego macierzyńskiego przywiązania — miłością!
Wprawdzie wilczyce przynoszą swoim małym zakrwawione poszarpanych bydląt wnętrzności! Pani Doliwowa tak serdecznie chciała te miljony przelać na głowę Teodorka, ukochanego Teodosia!
Scholastyka kocz jej ujrzawszy, pobladła, zagryzła usta, wzdrygnęła się, ale mogłaż nie przyjąć odwiedzin? Na wsi poczytuje się to za srogą obrazę, cóż dopiero, gdyby się tego dopuścili świeżo zbogaceni? Włożono-by to na rachunek dumy ich. — Niestety! niewolnikami jesteśmy zawsze i wszędzie!
Pani Doliwowa weszła uśmiechająca się, promieniejąca, jasna jak słońce, strojna w pomarańczowe wstążki.
Zły to był znak! Harpie cieszą się gdy lecą za pastwą i trzymają ją w szponach, a nasza słodziuchna sąsiadeczka w pomarańczowych kokardach zasługiwała na ten przydomek mitologiczny. Gdyby u nas można było zrobić ilustrowane wydanie, z jakąż rozkoszą