Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Komuż by to, pytam, apetytu nie dodało? Hrabia począł siedzieć w domu, patrzeć oknem i pilnować przechadzek Róży i Tekli.
Z Różą prędko zrobiona ścisła znajomość, czuła przyjaźń i poufałe stosunki. Ludzie mówili (czego też ludzie nie mówią) że go wieczorami odwiedzała w weneckim hotelu, ale z Teklą nawet rozmowy zawiązać nie potrafił.
Tekla, której wyobraźnia grała za każdą nową, blisko zjawiającą się postacią, widząc hrabiego nadskakiwania, wzięła je za znak przy wiązania heroicznego, platonicznego ku sobie!... zakochała się... Róża tymczasem... ale zostawmy ją na boku.
Jakkolwiek nieśmiała i uczuciem onieśmielona jeszcze, Tekla przecież wejrzeniami gorącemi dała poznać Hubertowi, co w niej wzbudził.
Nauczony taktyką Róży, chciał hrabia zbliżyć się od razu poufałe do siostry, ale jakże się zdziwił, gdy tu całkiem inne usposobienia i stan rzeczy! Tekla traktowała go jak kochanka, nie jak zalotnica. Zdumiał się Hubert, a pochlebiała mu ta miłość piętnastoletniej, niewinnej dziewczynki.
Róża postrzegła łatwo, co się koło niej działo, ale nie była zazdrosną i postanowiła siostrze pomagać; myśląc w duchu że jeżeli jej w domu nie stanie, lżej będzie wszystkim, że się z nią może graf polski ożeni, że ona familją wesprze. Zresztą malowała sobie jak mogła swoją obojętność dla siostry; i w końcu była pewna, że z przywiązania zbliża kochanków.
Jako dobra siostra, rozmówiła się z hrabią. Hubert w oddaleniu ukazywał piękne rzeczy... może ożenienie, a pewnie zabezpieczenie losu Tekli; siostrze zaś obowiązującej się ją namówić i nakłonić do wyjazdu z panem