Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co za nudy! co za nudy! — powtórzył gospodarz wyciągając się.
— O nie tylko tę nogę obwiniać potrzeba...
— Noga moja mało mnie bawiła — przerwał graf.
— Ale ona nie daje się ruszyć, wyjechać...
— Nudziłbym się wszędzie jak się nudzę tutaj. Bo do stu kaduków od niejakiego czasu nic mnie nie zajmuje, nie bawi... Polowanie, konie, wy wszyscy...
— A kobiety?
— Wszystkie kobiety są jedną kobietą — odrzekł pan, tylko coraz inna maska.
— A panna Tekla?
— Przejadła się i ona! — szepnął Wiła...
— O i jak! A ruszyć się nie mogę żebym się z jej czułością nie spotkał... Żeby też nic nowego na świecie znaleźć już nie było można?
— Ja myślę, że znalazłoby się — rzekł rotmistrz.
— Naprzykład?
— Potrzeba by pomyśleć:
— Podróż za granicę?
— A miałem ich dość! wszystkie kraje są jedną ziemią, a trochę odmienną dekoracją i różnemi aktorami jedną grającemi komedją...
— Polowanie?
— Fi! rzecz stara jak świat i nudna jak świat!
— Konie?
— Wyborna zabawka dla masztalerzy i gentleman-riders gdzie się można zakładać, latać i przynajmniej kark skręcić... Ale u nas?
— Żadna nowa twarzyczka?
— Wszystkie mówiłem ci są jedną kobietą...