nego tu przyszedł.
Cały ten dzień strawił w oknie, bojąc się go na chwilę odstąpić, ale napróżno, bo Nuchim (on to był bowiem) więcej się nie pokazał. Nazajutrz i dni następnych stał ciągle trzymając się za kratę, i usłyszawszy tylko chód ludzi i odryglowanie drzwi, odstępował od niego na chwilę. Ale nikt się więcej nie ukazał. W tydzień znowu przeszedł po wałach Nuchim potrząsnął głową ku więźniowi i położywszy rękę na ustach zniknął. Co to miało znaczyć nie wiedział Maleparta, ale się spodziewał:
— Będę wolny! będę wolny! — wołał w duszy: on wie, że jeszcze mam zakopane pieniądze i dla nich mnie uwolni!
Ale żadnego kroku ku temu nie uczynił nikt i Maleparta zaczynał już rozpaczać znowu, gdy jednego dnia wpatrując się w twarz sługi przynoszącego mu jedzenie, poznał jednego z towarzyszów Nuchima. Rzucili na siebie okiem, ale był świadek, mówić do siebie nie mogli i tak się rozeszli. Nowa nadzieja wstąpiła w serce Maleparty. Nazajutrz ten sam człowiek przyszedł niosąc jedzenie, bez towarzysza.
— Na Boga — zawołał do niego więzień — niech mnie Nuchim uwolni, zapłacę mu co zechce!
— Tst! cicho! Do tego idzie! rzekł sługa i wyszedł mrucząc.
Ale znowu kilka dni się nie pokazał, Maleparta palił się niecierpliwością. Zwyczajnie raz tylko w dzień przychodzono z jedzeniem i odmykano drzwi, a przez resztę czasu słyszał tylko stąpanie wartownika w korytarzu. Jednego z następnych dni zdziwiło go, że wieczorem jednostajne stąpanie pod drzwiami ustało. Poszedł do okna, przemknął mu się Nuchim z palcem na ustach i zniknął w zmroku. Noc już zapadła, gdy znowu kroki zwyczajne dały się słyszeć w korytarzu. Maleparta nastawił ucha — zadzwoniono kluczami — podbiegł ku drzwiom — znowu cicho i noc płynie i ciemno w izbie i nic a nic nie słychać.
Rozpacz go porwała, rzucił się na łoże, wnurzył
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/68
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.