Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ tak zawsze być nie może! — powtórzył starosta.
— Radźcież co począć?
— Radź sobie sama, kiedyś raz w to nieszczęśliwe położenie wpadła.
— Ja? — zawołała Zuzanna — nie ja w nie wpadłam, wybaczcie ojcze, wyście mnie wprowadzili.
Starosta powstał.
— Przynajmniej nie powiecie że przeciw woli waszej.
Oboje zamilkli po tych słowach. Starosta Poraj przechodził się po izbie w ponurem zamyśleniu.
— Wiesz co — rzekł nareszcie — nie ma sposobu pozostać tutaj dłużej w mieście, zjedźmy na wieś.
— Na wsi, to na nowo zwróci wejrzenia — zawołała czerwieniejąc Zuzanna — to być nie może, tu już mówić przestają, tu nikt na to uwagi nie zwraca, tam...
— Masz słuszność! — rzekł starosta, trąc czoło — ale cóż począć?
— Zostawić wszystko jak jest!
— Rób więc co chcesz!
Rozeszli się i wypadek ten żadnych za sobą skutków nie pociągnął, prócz że starosta Poraj stracił wesołość i odwagę, stał się bojaźliwym, zamyślonym i poddał się zupełniej jeszcze niż kiedy córce.
Zuzanna panowała w domu, niezmieniając trybu życia. Zręczna jak mało kobiet potrafiła utrzymać przy sobie księcia Kazimierza, mimo że ten nic już więcej nad to co miał, spodziewać się nie mógł i poczynał poznawać się na kobiecie, której nigdy nie kochał, a teraz poczynał się lękać. Przywiązanie jego czy nałóg, było jednym z tych niewytłumaczonych pociągów, co się miłością nazwać nie mogą, a najpodobniejsze są do niej. Posłuszny Zuzannie, książe, przed całym światem wydał się wreszcie, w jak ścisłych z nią zostawał stosunkach; ale nikogo to naówczas najmniej nie dziwiło, miano to za rzecz tem naturalniejszą, że mąż starościny uważał się za cywilnie umarłego. Gdy się to dzieje, Zuzanna została matką; starosta ze łzami uściskał wnuka, któremu na pamiątkę najsławniejszego z ante-