Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wkrótce na świat przyjdzie!
Szalonym śmiechem na te słowa odpowiedział mecenas, który się zapienił, zacisnął pięść i oczy wywrócił.
— Mojego dziecięcia! Bądź przeklęta i z tem dziecięciem! bądź przeklęta z niem razem i z ojcem jego! Bądź przeklęta! Bodajbyś skończyła jak ja zacząłem, na nędzy! na tułactwie! na rozpaczy! Bądź przeklęta!
Powtarzał przekleństwa, ale już nikogo w izbie prócz sługi u drzwi nie było.
Opamiętał się wreszcie i rykiem niezrozumiałym skończył ten potok przekleństw. Tymczasem starosta z córką uchodził, pomięszany i strwożony; wiódł ją, aby się od niej dowiedzieć wszystkiego i chwytał się za siwą głowę, wołając:
— Otóż do czego mnie doprowadziła chęć zbogacenia ciebie! Jam winien, jam srodze winien! O! imię Porajów, w co się obróci, imię nasze, splamione, shańbione!
Córka powiedziała mu wszystko co słyszała od męża, pierwszej nocy weselnej, kiedy obłąkany widzeniem, spowiadał się jej z swego życia. Na opowiadanie to włosy mu na głowie powstały.
— Nie potrzebaż go było zamknąć? — spytała Zuzanna.
Starosta milczał.
— Tak, dodał, ale nie potrzeba było go zdradzać.
Zuzanna uśmiechnęła się — ojciec nie widział uśmiechu, pogrążony w rozpaczy, siedział z głową zwieszoną, nieruchomy, nie umiejąc znaleźć rady.
— Ale cóż dalej będzie? — spytał po chwili wychodząc z zadumania — tak zawsze być nie może! Ludzie się dowiedzą. Zwróci to oczy! On się wyrwać może!
— Gdyby się nawet wyrwał — rzekła Zuzanna — mam go w ręku zeznaniem własnem, nic mi zrobić nie może.
— Mogłaż byś zeznanie to na hańbę swoją wydać?
Zuzanna zmilkła — potem dodała:
— Nie wymknie się! Pilnujemy go dobrze. Ludzie oczów na to nie zwrócą, bo już mówić przestali.