Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Taka była pierwsza noc weselna Maleparty i łatwo pojąć, jak Zuzia, która korzystała z przewagi nad mężem uzyskanej, z wiadomości jego tajemnic, owładła nim zupełnie. Ona go pocieszała, ona mu radziła, a gardząc nim i lękając się go razem, ściskała cugle, aby jej się nie wyrwał i do dawnego stanu nie wrócił.
Gdy szyderski uśmiech ukazał się na ustach Maleparty, ona wspomnieniem widzenia przerażała go i wtrącała znowu w odrętwiałość z bojaźni pochodzącą. Tymczasem pochwyciła rządy domu, wzięła w ręce wszystko i nauczyła męża do posłuszeństwa. On zgiął kark powolnie i milczał. Pomimo strachu, jaki i w Zuzannie budziło przypomnienie tej okropnej nocy — ona się prawie cieszyła, że nieprzewidziana okoliczność dała jej wyższość i panowanie w domu. Dumna, zalotna, chciwa świata rozkoszy, miłości, oklasków, w okropnym losie męża widziała tylko niczem nie zapartą swobodę w przyszłości dla siebie.
I jak tylko rozjechali się goście, w mgnieniu oka rozkazała wszystko przygotować do podróży. W tydzień już byli w Warszawie i zajęli jeden z najpiękniejszych domów krakowskiego przedmieścia.