Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie myślisz ją przecie wydawać bracie — zawołała — młoda, trzpiot, gdzie jej iść za mąż! Przyznam ci się, że nigdybym za tem nie była.
— I ja bym nie był za tem — powolnie odpowiedział starosta — gdyby nie szczególne okoliczności.
— A cóż to mogą być za okoliczności?
— Uznasz sama kochana siostro, że się codzień coś podobnego trafić nie może i że należy korzystać z tego co Pan Bóg daje dla Zuzi. Tyleśmy lat szukali jej męża po Warszawie, a nigdy się nic podobnego nie trafiło.
— Ale cóż to, to chyba książe niemiecki! — zawołała Katarzyna.
— Lepiej niż goły książe niemiecki, bo bogaty szlachciura polski.
— No! i któż to taki?
— Pan Paprocki!
Zuzia poczerwieniała, pana Katarzyna pobladła, rzuciła się z gniewem i niedając bratu dokończyć, zawołała:
— I waćpan, panie bracie, do tyla się poniżysz, że na to pozwolisz?! Niewiedzieć kto! jakiś jurysta! może nie szlachcic nawet! Jakiś dorobkowicz, co Bóg wie jak przyszedł do fortuny, łączyć się z nami, ożenić się z twoją córką! A! starosto! myśli tej nawet przypuścić nie mogę.
— Co się tycze tego, kochana siostro — odparł bledniejąc starosta — pozwolisz, że do mnie, jako do głowy familji, piecza o jej dobre imie należy, a nie do kogo innego. Wiem co i dla czego czynię.
— Aleś pan brat dał się uwieść temu pieczeniarzowi rotmistrzowi.
— Nikomu nie daję ucha, dowód tego że i rodzona siostra nic na mnie przeciw mej woli nie wymoże.
— Więc waćpan dałeś mu już słowo?
— Nie dałem ale dam, jeźli Zuzia się na to zgodzi dobrowolnie, a po jej rozsądku i przywiązaniu do mnie spodziewam się, że chce zdać wszystko na moją uwagę i postanowienie. Nieprawdaż?
Starościanka podniosła głowę i całując ojca w rękę odpowiedziała: