Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII.

Rankiem wszedł starosta do pokoju córki, która zamyślona siedziała u okna i patrzała w ogród; naprzeciw niej chmurna, zmarszczona, z zaognionemi oczyma oparła się o stół w milczeniu kasztellanka. Powiedziawszy sobie „Dzień dobry“ siedziały tak obie od godziny, przerywając ciszę to westchnieniem, to poruszeniem niecierpliwości. Starosta wczoraj dopiero powrócił z sejmiku, cały był promieniejący radością, czoło wypogodzone, wąs do góry, czupryna wzniesiona, oczy śmiejące się.
Córka przybiegła pocałować go w rękę i stanęła przy oknie, panna Katarzyna pozdrowiła brata skinieniem głowy tylko i miną posępną.
— Aspanna — odezwał się śmiejąc starosta do Zuzi — zapominasz coś o ojcu. Nie przyszłaś mi dać dzień dobry, wiedząc że powróciłem wczoraj.
— Rotmistrz mi powiedział że wejść nie można, bo ojciec zajęty.
— Ale waćpanna masz swoje przywileje. — To mówiąc przybliżył się, pocałował ją w głowę, temi niezwykłemi objawieniami ojcowskiej swojej czułości starając się przygotować córkę do nowiny, którą wedle niego nie bardzo radośnie przyjąć miała. Starosta ślepy, gdzie nie chodziło o sejmikowe subtelności, nie znał zupełnie swojej córki.
— No, odezwał się po chwilce, masz przecie waćpanna konkurenta, który mi się dla niej oświadczył z sentymentem.
Zuzia zapłonęła cała, bo się domyśliła, rzuciła ukradkiem zwycięzki wzrok na ciotkę, a panna Katarzyna podskoczyła na kanapie.