Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużcić cioci śmiesznie byłoby chcieć iść za mąż! Mało co młodsza od ojca, sama mówi, że pamięta doskonale nieboszczyka Augusta II! A on, mógłżeby pomyśleć o niej? Niepodobna! O! gdyby się ze mną ożenił!
Z tą myślą troje mieszkańców Porajowskiego zamku, kładli się spać, i wstawali przez dwa tygodnie.
Z rozkazu starosty, od połowy drugiego, codziennie konny posłaniec, przejeżdżał przez Grabowy dwór, zatrzymywał się u karczmy i pytał arędarza o powrót pana. Żyd zawsze odpowiadał: codzień się spodziewają.
Nareszcie jednego dnia, doniósł posłany, że kuchnie, konie powodne i część dworu nadeszły, a dziedzic spodziewany był nazajutrz.
Rotmistrz pobiegł z wiadomością do starosty — uśmiechając się do siebie.
— A co tam!
— A co! dziwne dziwy jaśnie wielmożny starosto. Wszak to nasz sąsiad, już spaniał.
— Powrócił!
— Nie, jeszcze nie, dopiero się go jutro spodziewają. Ale słyszycie! on com go w białym kitlu płóciennym, z jednym chłopakiem do posług, pierwszy raz tam będąc, znalazł, teraz jedzie dworno, kuchnie, konie powodne i część dworu dziś przyszły.
— Któż ci to mówił?
— Posłany i dodaje, że dwór ogromny, konie piękne, czeladź ubrana wytwornie i kuchnie i piwnica zajmowały kilka wozów.
— Skutek danych mu tu przestróg. To wyśmienicie — zawołał starosta — znać że słaby człowiek, zrobiemy z nim co zechcemy! Waćpan miej się na pogotowiu do wyjazdu jutro.
— Jutro dopiero przyjedzie.
— Masz racją, więc pojutrze dopiero, pojutrze rano na bułanego, a uważaj dobrze abyś mi wszystko opisał dokładnie. Dziwny człowiek, dodał, albo my go nie rozumiemy, albo słabego bardzo charakteru; z czego się cieszę mocno.