Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

darek jaki i miejsce u stołu, na szarym końcu. Słudzy i dwornia bali go się i nienawidzili z całego serca i duszy; sąsiedzi grzeczni dlań niezmiernie, lękali niemniej od nich: starosta lubił go dosyć, panna Katarzyna traktowała z góry, a Zuzia z pewną wzgardą. Rotmistrz na pierwsze spojrzenie wyglądał tem czem był. Wysoki, chudy, siwy, z czarnym wąsem coby się dał za ucho bez trudności zawinąć, z twarzą piwonjową pociętą od szabel, wyprostowany, ubrany zawsze czysto i opięto, miał na ustach ten wieczny uśmiech pasożytów, co za kawałek chleba muszą płacić humorem. Za nadrą trzymał zawsze srebrny, gruby, olbrzymich rozmiarów zegarek, któren się zwał bratem słońca, miał reputacją nadzwyczajnej regularności i co chwila wydobywał dla porady. Oprócz regulowania zegarków, które wchodziło naturalnie w attrybucje rotmistrza, miał on jeszcze i inne obowiązki — leczył konie, psy układał, nosił myśliwe ptaki i proponował rozmaite, sekretne nawet dla ludzi leki i przysmaki. U niego na stoliku, zamknięta na klamry, leżała książka pełna tajemnic i sekretów, z której on wytrzęsał swoje dziwne recepty, począwszy od sposobu wygubienia pluskiew, aż do odpędzenia febry tajemniczemi wyrazy, wypisanemi na skórce od chleba.
Rotmistrz nie zawsze rezydował na zamku, już to dla tego że ruchu potrzebował, i bez niego żyć nie mógł; już to, że jeździć musiał, aby się o czemś nowem dowiedzić. Pan Bryndza często bardzo puszczał się w odwiedziny w sąsiedztwo, bez braku kominów i ludzi, gdzie się tylko kurzyło i mieszkali. Jak na zamku starosty był pokornym i cichym, wyrwawszy się w pole, inną wcale postać brał na się, pożyczając jak księżyc jasności od magnata, przy którego boku zostawał. Protekcjonalny ton przybierał względem szlachty, którą odwiedzać, objadać i opijać raczył, łgał o bogactwach i wielmożności starosty na potęgę, o stosunkach jego w Warszawie, i wpływach na dworze królewskim. Lada czem kontentując się na zamku, w gościnie był wymagającym i przebierał, udając że