Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No! no, próbuj! Jaż stoję i nie lękam się. Ty swoje, a ja swoje zrobię. — Ty każ wypychać, a ja powiem co mam do powiedzenia!
Mrówie przeszło po ciele pana młodego.
— Któż ci uwierzy? — zawołał.
— Mam z sobą świadków, wszystkich świadków co tam byli z nami — odezwał się spokojnie przechrzta, czekają za bramą skinienia. Mam z sobą Naście, dawniej twoją teraz moją duszeczkę.
— Wy sami zginiecie, a ja się opłacę.
— Zobaczemy, nie wiem kto mnie w to wciągnął, namówił i opłacił.
Była chwila strasznego milczenia, Maleparta usłyszał znowu stąpanie po wschodach, pukanie do drzwi i zadrżał, aby samemu staroście nie przyszła myśl, dowiedzenia się, dla czego spóźnia się pan młody. Zuzanna już czekała ubrana, aby iść do ołtarza; a towarzysze Maleparty powiedzieli, że sługa go czemś pilnem wstrzymał. Posyłano jednego za drugim posłańców. Sługa u drzwi odpowiadał. — Nie można.
— Cóż chcesz bezecny zbójco! — zawołał trzęsąc się z niecierpliwości i gniewu mecenas. — Co chcesz!
— Co dasz? — spytał śmiejąc się potwornie przechrzta.
— Co mnie zapewni, że drugi, że trzeci raz, nie przyjdziesz jak dziś, mnie obdzierać?
— Słuchajno, mój panie — rzekł zbójca: — ja jestem uczciwy człowiek, kiedy obiecuję, choćby zabić, to dotrzymam: ty po sobie miarkujesz. Moje słowo, jedne i niezmienne, nie zapłaciłeś mi a musiałem nastroić szyi i uciekać, potem tułać się bez chleba. Musisz mi moje oddać i z nawiązką, musisz dać co i dla Naści na szpilki.
— Wiele chcesz?
— Jeźli się nie mylę, winieneś ze czterysta, a za poczekanie, za oszukanie, i Naści gościńca dasz drugie tyle! Już z ciebie drugi raz nie skorzystamy.
— Ty mnie obdzierasz!
— Obdarłeś i ty nie jednego, to tylko chleb oddany.