Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/109

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    szy. Daj sobie pokój jeźli chcesz spokojnie siedzieć, a nie to ruszaj z Panem Bogiem i nie wracaj, mam już ciebie po uszy. Daj mi pokój.
    Naści wcale się nie chciało tym sposobem kończyć, wypędzonej, i rozpłakała się rzewnemi łzami, narzekając na niewdzięczność, na złość ludzką. Mecenas siedział i patrzał na łzy nieporuszony, kiwając głową, nareszcie rzekł:
    — Widzę, moja panno, żeś taki wierutnie oszalała; chcesz koniecznie powrócić do domu.
    — Nie chcę! nie chcę! nie wrócę! wziąłeś mnie, zrobiłeś nieszczęśliwą, nie pójdę od ciebie więcej.
    — Jak to? nigdy? zawołał Maleparta z podziwieniem zrywając się znowu z siedzenia. — Nigdy? to myślisz że ja ciebie i twego bachura będę trzymał zawsze! A to pięknie! a to ślicznie! A to ty oszalałaś jak widzę!
    — Rodzice nie przyjmą mnie więcej!
    — Co ci się śni — toż cię rodzice i teraz przyjmują!
    — W nadziei że się ze mną ożenisz.
    — A któż im robił tę nadzieję?
    — Jakżem jej mieć nie miała, żyjąc z tobą?
    — Ale któż ci to obiecał? A to ślicznie — krzyczał Maleparta. — Otom się uplątał! To tak być nie może, póki jeszcze czas, ruszaj sobie do rodziców, bo ja cię jak widzę trzymać nie mogę. Jeszczebyś mi tu dziecko zostawiła! A co ja z niem będę robić? Bądźże zdrowa! Tego ja nie chcę.
    Wskazywał na drzwi, Naścia się nie ruszała.
    — Dobranoc, i ruszaj sobie moja kochana.
    — Nie pójdę, nie wyrzucisz mnie przecie na ulicę, będę krzyczeć, będę płakać, ludzi sprowadzę — osławię cię.
    — To, to głupstwo, rzekł Maleparta, — ruszaj sobie i krzycz.
    — Gdzież chcesz żebym poszła?
    — Gdzie ci się podoba.
    — Nie pójdę ztąd krokiem. A jeźli pójdę, to ze skargą, choćby do króla, po całym świecie płacząc,