wewnętrzną i osłabnie dnia tego; ale z wielkiem podziwieniem słuchaczy, nie stracił wymowy, ani zapomniał subtelnych swych argumentów. — Zwycięzko potem powiódł oczyma po sędziach i ustąpił od kratek.
— Do licha! — ozwał się deputat jeden do p. Stan. Górskiego — gdyby mi pies faworyt zginął, więcej bym pono go żałował, niż ten człowiek żony.
— Nie znacie go — odpowiedział Górski — on w duszy ma piekło niespokojności, ale tyle siły nad sobą i dumy, że nie pokaże jak cierpi. Co żony to mu pewnie nie żal, ale majątków jejmości, które puścić z rąk będzie potrzeba.
W tej chwili zawołano na ustęp, raz, drugi i wszyscy poczęli się cisnąć do pierwszej izby, gdzie znowu posiadali na ławach, gwarząc, śmiejąc się, modląc, kłócąc, a niekiedy szturchając nawet. Malowniczy był widok tej izby ustępnej, w której teraz większa część mecenasów i palestry odpoczywała, oczekując przywołania do sali i ogłoszenia dekretu.
Izba ta była mimo głęboko w murze osadzonych okien, dość ciemna, sklepiona, jedne tylko mająca wyjście, i obszerna, tak, że bez wielkiego ścisku mieścili się tu wszyscy wywołani na ustęp z izby sądowej. Na głównej ścianie przeciwko drzwi w framudze, wisiał w złocistej sukience obraz Matki Boskiej od XX. Dominikanów z procesją przy reasumpcji trybunału przyniesiony — przed którym wieczyście jedna a czasem i więcej lamp się paliło. To nadawało komnacie pozór kaplicy, choć zresztą niepodobna do niej była wcale. Do koła stały dębowe i kamienne ławy, zajęte przez zręczniejszych, reszta chodziła i zbierała się w kupki, naradzając, opowiadając, umawiając. Tu byś postrzegł twarze owe, jakie dziś chyba na starych zobaczysz obrazach, wygolone wysoko głowy, podstrzyżone pod linią włosy, ogromne spuściste wąsy, oblicza blade i surowe, twarze uśmiechające się i pogodne, oczy wygasłe od pracy, zaczerwienione od biesiady, lub zmrużone szyderskim uśmiechem. Ci ludzie, co w ręku swojem mieli prawie szafunek sprawiedliwości, bo mieli
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/10
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.