Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poznali i znaleźli w prędce bardzo dobrymi przyjacoółmi, należy to do zagadek psychologicznych.
Juraś już się jej nie obawiał wcale, a ona mniej go znajdowała śmiesznym.
— Czy pan tu już dawno mieszkasz u wuja? — zapytała Marynka...
— A! już blizko od roku... — zawołał Juraś.
— I ja pana nigdy nie widziałam!
Zarumieniony mocno, chłopak nierozważnie a żywo odparł:
— Ja, proszę pani — owszem, widywałem ją... często...
— Gdzie?
— A w kościele — wyjąknął Juraś...
Marynka się zarumieniła z kolei...
— Ale że też pan z wujem u nas nigdy nie był? spytała.
Nie umiał na to odpowiedzieć ex-seminarzysta.
— Jaka to szkoda! westchnęło dziewczę: póki jeszcze zielono było i ciepło, byłabym panu pokazała mój ogródek i kwiatki, a tak...
— Ja je znajdę — zapewniał Juraś.
Rozmowa się wyczerpywała, dziewczę ciekawie przyglądało się temu onieśmielonemu chłopcu, który pot ze skroni ocierał, tak mu było pod jej wejrzeniami gorąco...
Na ostatek Dziwulska i major powrócili do pokoju, Juraś odetchnął. Kulwisz rzucił okiem na siostrzeńca, na Marynkę i pok wąsem się uśmiechnął...
Czas upłynął jakoś tak prędko wszystkim, że choć o interesach niewiele mówiono, wieczór zmuszał