Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który ją bierze na opiekę, daje edukować, uczyć i — ma ją jak powiada uczynić bogatą...
Matka oczywiście córki puścić samej w świat nie może, poczciwe, święte, zacne kobiecisko... więc, co zrobić z Berezówką? Dziwulski, gdyby nawet był, jemu dać niemożna, bo to zbój i łotr, a chwała Bogu, nie ma go... Więc co tu robić? Przytomny pan major Kulwisz zaofiarował się Berezówką administrować czy zadzierżawić i pomyślał sobie: „Cóż ten dryblas siostrzeniec, ma lepszego do roboty? niech siądzie na zaścianku, i gospodarstwa się uczy. Poszkapi się młokos — no, to wujaszek zapłaci! nie ma rady!
W ciągu wesołego tego opowiadania Juraś stał z miną pokorną, czerwienił się nieustannie — i uśmiechał tak niezgrabnie, że ten uśmieszek za grymas i skrzywienie wziąć było można.
Major zapalał fajkę i patrzał na niego badawczo:
— No, cóż ty na to?
Poterski miał ten zwyczaj, że każdą odpowiedź łaskawemu wujowi dobrodziejowi rad był poczynać od ucałowania jego ręki. Zbliżył się z tą intencyą, ale wuj nie lubił tej pokory.
— Siadaj bo, i mów... nie ma za co dziękować!
— Wuj kochany wie, że ja każdy jego rozkaz spełniam z rokoszą... — rzekł Juraś.
Kulwisz ruszył ramionami niecierpliwie.
— Wiem to, wiem, — westchnął, i to mnie martwi... Słowo daję... Nie masz własnej woli! co u kata! sprzeciwże mi się choćby raz... Mów otwarcie — chcesz? nie chcesz? jak ci się to wydaje?
Juraś skłopotany się zamyślił i duże ręce białe złożył machinalnie jak do modlitwy...