Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Konia z biedą oddawszy parobczakowi, który nadbiegł prędko, bo Kulwisz zawsze dawał na piwo, major zapytał tylko:
— Jest pani?
Była to czcza forma tylko, bo Dziwulska zawsze w domu była. Odebrawszy odpowiedź, Kulwisz dobył się z sinego koca, którym nogi miał obwiązane, wysiadł żwawo, gdyż mimo sześćdziesiątki trochę młodego udawać lubił — i zrzuciwszy kożuszek, wszedł do pokoju.
Zastał tu tylko Francuza.
Z dala skłonili się sobie, lecz żwawy i domyślny major natychmiast odgadł kto to być mógł... i wąsa pokręciwszy, odezwał się na chybił trafił, nieciekawą francuzczyzną:
— Mam honor się zaprezentować, jestem sąsiadem pani Dziwulskiej, major Jan Kulwisz do usług.
Francuz odpłacając wyjąknął swoje nazwisko.
— A! wiem! słyszałem — odezwał się major... bardzo mi przyjemnie poznać tak... znakomitego znawcę... boć to pan pierwszy ocenił cudny głos panny Maryanny...
Francuz, gdyby niezbyt krótki przeciąg czasu, gotów był podejrzewać tego majora, że umyślnie sprowadzony został w pomoc gospodyni domu, co go nieco zachmurzyło...
Spojrzeli na siebie z ukosa... Kulwisz ręce zziębłe odcierał...
— Zima nam coś wcześnie zawitała — rozpoczął polskim trybem. Mam to z doświadczenia, że gdy się objawia z razu srogo, potem nie dotrzyma. Pan czy z południa, czy z północy do nas zawitał?