Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja, bo się nie czuję chorą, odparła Marynka.
— Gdybyś pani miała tylko silną wolę przyjść zupełnie do zdrowia, ciągnął dalej lekarz, — jestem przekonany, że w istocie ozdrowiałabyś pani.
Nie otrzymując odpowiedzi, ośmielony lekarz ciągał dalej:
W tej chwili przy mnie, prawda, że możnaby panią wziąć za uzdrowioną, lecz w innych momentach potrzeba czuwać nad sobą, skupić myśli, zebrać wspomnienia, mężnie spojrzeć na przeszłość.
Marynka słuchała jakby nie rozumiejąc.
— Chcę pani dopomódz do uporządkowania myśli i wspomnień, dodał doktor. Uważaj pani dobrze, co mówić będę... Od czego mam zacząć?
Nastąpiła chwila milczenia.
Babski spodziewał się odpowiedzi, otrzymał tylko uśmiech nic nieznaczący.
— Zacznijmy, rzekł znowu, od wyjścia za mąż za Volantego?
Spojrzał na nią, brwi się jej ściągnęły, wargi zachwiały, ale nie powiedziała nic.
— Był to człowiek niepoczciwy, który panią oszukał; okazało się, że nie miał prawa brać ślubu.
Tu zatrzymawszy się, Babski starał się wyrozumieć, czy Marynka słuchała go i pojmowała co mówił; lecz oprócz ściąnięcia brwi i wysiłku jakiegoś widomego na jej twarzyczce, nic więcej się na niej nie malowało.
Była martwą i jakby lodem powleczoną. Trochę