Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gła na jego spotkanie, które miało nastąpić przypadkiem.
Nowy dyrektor włoch, które swe nazwisko: Rosini, chętnie przez dwa ss wymawiał, dla nadania sobie mitycznego pokrewieństwa z nieśmiertelnym, był sławny więcej ze swych zdolności administracyjnych niż artystycznych. Czterdziestokilkoletni, dużo doświadczenia mający, liczący na pospolitą a nieomylną znajomość serca ludzkiego i umiejący ludzi wyzyskiwać doskonale, Rosini jechał tu wezwany dla zreformowania, zniesienia nadużyć, sam rachując tylko na to, aby zrobił pieniądze. Skąpy był i chciwy.
Brakło mu oprócz kilku osób wyżej położonych, stosunków i znajomości w stolicy; rad więc był bardzo, gdy (zawsze przypadkiem) w domu swych krewnych zetknął się z artystką, której imię już go było doszło.
Lacerti wprędce odgadłszy człowieka i jego słabostki, w ciągu jednego wieczoru umiała tak zabiegać, tak grunt przygotować, że Rosini żegnając się, prosił jej o audyencyę nazajutrz i ofiarował jej sojusz z sobą.
Lacerti podrożywszy się, nie dawała się niby wyciągnąć na słowa, mówiąc tylko to, co jej było potrzebnem. Odmalowała mu ludzi, położenie, trudności zadania, środki do przełamania ich, tak żywo i przekonywająco, że Rosini całkiem się jej poddał, winszując sobie, że taki traf szczęśliwy dawał mu nieopłaconą pomocnicę.
Chociaż natychmiast miał się udać w dalszą drogę, przyszły dyrektor postanowił zostać dzień dłużej w przekonaniu, iż nie stracił czasu. Laura oprócz