Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przód zakrzyknęła, że to było zabójstwem w takim stanie zdrowia chcieć występować.
— Cóż chcesz? jestem zmuszona! odparła Marynka. Uróżuje się, a śmiać się, gdy serce płacze, umiemy wszystkie.
Ofiarę Lacerti śpiewania w jej koncercie przyjęła Marynka z wdzięcznością, ale odesłała ją z tem do hr. Samsonowa, który koncert urządzał, program miał ułożyć i wszystkiem się zajmował.
Laura wcale nie miała ochoty śpiewać obok rywalki, rada więc była okazać gotowość, a cofnięcie się złożyć na odrzuconą ofiarę.
Z ciekawością złośliwą przypatrzywszy się, rozpytawszy, dobadawszy wszystkich boleści położenia, Lacerti w końcu pożegnała swą przyjaciółkę.
Gdyby była mogła, byłaby serdecznie przeszkodziła koncertowi, zmieszała szyki podstawiła coś, coby zachwiało powodzeniem lub uniemożebniło występ ten, ale siły jej i sprzymierzeńców nie starczyły przeciw protektorom Marynki.
Lacerti bardzo zła wróciła do domu. W łyżce wody byłaby utopiła tę kobietę, przy której podrzędną rolę zawsze grać musiała.
Percival tymczasem tak zabiegał, że wszystkie bilety wkrótce były rozerwane.
Marynka, która od dawna nie śpiewała, potrzebowała sobie przypomnieć arye, które wybrano.
Zmusiło ją to zmienić mieszkanie, nająć fortepian i na nowo wziąć się do tej muzyki, która jej całą tragedyę życia przeszłego przypominała.
Z początku głosu dobyć nie mogła, zdawało się