Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baron pośpieszył z ofiarą, pożyczką, domyślając się jej położenia, lecz Marynka ją odrzuciła, zapewniając go, że lada dzień musi wiadomość i pieniądze z domu otrzymać.
Percival przychodził się dowiadywać codziennie, z początku przyjmowała go wdzięczną będąc, potem ta coraz większa natarczywość strwożyła ją, i pod pozorem choroby zamykać się zaczęła. Dotąd widziała w nim przyjaciela, nie przypuszczała, ażeby miał myśl jaką pozyskania jej dla siebie; nieostrożne słowo, zmieniony może ton i postępowanie, przestraszyły ją i uczyniły ostrożną. Wyrzucała sobie, że może zgrzeszyła nieufnością, że go krzywdziła podejrzeniem, lecz obawy przemódz nie mogła.
Sama ta myśl, że z jej położenia nieszczęśliwego ktoś mógł chcieć korzystać, oburzała ją i czyniła nieszczęśliwszą jeszcze.
Im bardziej los się uwziął na jej upokorzenie, tem czuła się więcej obowiązaną czuwać nad sobą i nie uledz jej ciosom.
Dźwigała się z dumą do tej walki, pocieszała się tem, że w duszy czuła się czystą i niewinną.
Dni jej w tem zamknięciu upływały jak najsmutniej.
Zosiczowa nie mogła być pociechą, ani towarzystwem właściwszem. Z najlepszem sercem, ale życie spędziwszy wśród ludzi, którzy inaczej się na świat zapatrywali niż Marynka, Zosiczowa takie czasem dawała rady, w takich szukała pociechy wróżbach przyszłości, że biedną kobietę słuchającą rumieńce oblewały.
Nie rozumiały się wcale.