Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpowiadać mu zaczął, niebardzo nawet dopytując z kim miał do czynienia.
Przyjezdny napił się wódki, chleba z masłem i wędliny zjadł dosyć, słuchał z uwagą i w oczy Jurasiowi patrzał.
Poterskiego o kłamstwo lub udawanie nikt w świecie posądzić nie mógł, taka to była natura jawnie i serdecznie poczciwa.
A że Juraś dawno przed kim nie miał się wyspowiadać ze swych kłopotów, gdy go raz wyciągnięto na słowo, wyśpiewał co do joty wszystko, co miał na sercu, tajemnic żadnych nie miał.
Im dłużej mówił, tem się dziwniej przybyłemu lice rozjaśniało, słuchał i uśmiechał się.
Zdawało się go to zajmować mocno. Na ostatek wstawszy, począł Poterskiego ściskać i na głos się śmiać.
Nie było z czego. Juraś, mimo całej swej dobroci, zmieszał się.
— Przebacz, kochanku! rzekł wesoło przybyły. Jak Boga kocham, nie mogłem się wstrzymać, ale ci wytłómaczę zaraz dla czego? Byłem najpewniejszy, jadąc z Puciszek od rodziców, że coś tu podobnego dostanę. Nie i nie, wypędzili mnie gwałtem za sukcesyą. Głowę im ktoś nabił, że Kulwisz nikogo z rodzeństwa nie miał. Ale u nas to zawsze tak...
Tu dopiero Kazio Kulwisz z Puciszek zaczął opowiadać, jakie się tam wieści rozeszły o spuściźnie po majorze, jak go rodzice gwałtem do podróży zmusili i t. p. Śmiał się sam z siebie, że taki kawał drogi darmo się strząsł, ale dodawał, że z domu wyru-