Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o sobie, niestety! bardzo możliwem czyniło zamęzcie i opuszczenie żony.
Człowiek ten, który jej dał imię swoje, był awanturnikiem, wiedziała o tem, nie przypuszczała tylko, aby przeszłość jego miała powstać i stanąć przeciw jej spokojności. Nie spodziewała się szczęścia, lecz unikając niesławy wątpliwej, wpaść w tak sromotny związek!
Marynce zdawało się, że tym razem dług, jaki zaciągnęła u Volantego, był co najmniej spłacony. Powinna się była uwolnić, uciec, powrócić do Berezówki, zakopać się na wsi.
Ani chwili dłużej nie chciała zostać przy tym człowieku, który się zwał mężem, a nie był nim.
Porwała się z łóżka i gorączkowo zaczęła chwytać okrycie, chustki, kapelusz, jakby natychmiast chciała uciekać. Sama?!
Mogła wziąć z sobą Zosiczową. Lecz miałaż uchodząc wziąć z sobą cokolwiek z tego co do niej właściwie nie należało! Zawahała się. Miałaż prawo cokolwiek sobie przywłaszczyć?
Na myśl jej przyszła bransoleta hr. Samsonowa, kilka podarków, które otrzymała i sprzedać je mogła. Tymczasem list wysłany do majora z prośbą o pomoc, o pożyczkę, musiał ją rychło ściągnąć od niego.
Wszystkie te myśli krzyżowały się, plątały niejasne, uchodziły, powracały... Jedna tylko stale tkwiła: oswobodzenie się od tego człowieka.
Pożycie z Volantim, znoszone z anielską cierpliwością, było dla niej straszną męczarnią. Między nią a nim, nie było jednej myśli wspólnej, jednego uczu-