Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało na odwiedzających prawie codziennie, i stosami leżały bilety barona, panny Laury, hr. Samsonowa i innych wielbicieli, ale tych nie przyjmowała śpiewaczka... Volanti nie naglił o występ nowy, lecz koniec końców, ona sama czuła, że trzeba się nań było ważyć.
Uderzyła ją nadzwyczajna od niejakiego czasu dobroć, nadskakiwanie, czułość, chęć nawet przypodobania się dyrektora... Można ją było kłaść na karb politowania, lecz jakieś przeczucie wskazywało Marynce, że w tem coś innego się kryło.
W istocie Volanti po śmierci księżny, po samobójstwie Corsiniego, rozmyślając, rozrachowując, zastanawiając się nad swojem położeniem i przykrością, powziął był myśl zachwałą narzucenia się swej divie za męża...
Był wprawdzie niegdyś żonaty, i wedle praw francuzkich w separacyi z żoną od lat piętnastu czy więcej. Nie czuł się więc związany niczem, a długi pobyt za granicą, gdzie go znano nieżonatym i nigdy o żonie jego nie słyszano, mógł mu ułatwić ożenienie. Dopełnienie potrzebnych do tego formalności, zdawało mu się łatwe. Nietyle przywiązanie do dziewczęcia prowadziło go do tego kroku, rachuba. Marynka po rozgłośnym wypadku jak sądził, powinna była za szczęśliwą się uważać, oddając mu rękę.
Z tą myślą nosząc się dosyć długo, Volanti, gdy uspokojoną i zdrowszą zobaczył Marynkę, zjawił się do niej jednego wieczoru. Nie zastawszy jej w saloniku, szepnął najprzód Zosiczowej, aby prosiła jej i żeby sama pozostała w czasie rozmowy w drugim pokoju.