Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorem ze zwykłą swą fizyognomią zastygłą, nieodgadniętą, baron Percival wsunął się do mieszkania Volantego, który wielkiemi krokami chodził zamyślony, gryząc w ustach zagasłe cygaro.
— Jakże się ma chora? zapytał.
Dyrektor z początku nie zrozumiał, tak w myślach był zatopiony.
Baron pytanie powtórzył, siadając.
— Troszkę lepiej, — rzekł Volanti z westchnieniem.
Francuz podumał trochę...
— Wiesz już? zapytał.
— O czem? drgnąwszy podchwycił dyrektor.
— Corsini sobie w łeb wypalił! dokończył baron spokojnie.
Volanti zbladł; przez chwilę panowało milczenie.
Baron z uwagą popatrzał w twarz dyrektorowi, który mocno zdawał się wzruszony...
— Tem lepiej... zakończył Volanti... Wszystko skończone.




Z łoża boleści wstała Marynka, po długiej wewnętrznej męczarni, zmieniona, zmężniała, z energią jakąś i mocą nad sobą, której się po niej nikt nie spodziewał. W ciągu choroby, oprócz tych kilku słów,