Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z rąk pokaleczonych, z sukni podartej, można było wnosić, że ratując się, musiała ważyć życie...
Krzewska rozpłakała się, sługi poczęły ją odcierać, podano wody, rzeźwiących soli...
Marynka poruszała się, jęczała, lecz oczu otworzyć, słowa przemówić nie chciała... Pierwszym znakiem powrotu do życia były łzy, które się strumieniem z jej oczu puściły...
Im więcej czuła się winną i obawiała, aby ją o to nie posądzano, tem mocniej starała się Krzewska dowieść swej wielkiej miłości dla dziewczęcia. W tej chwili też ludzkie serce musiało się w niej odezwać.
Jedna ze sług, która widziała rozpacz, gniew i straszliwe rozdraźnienie Volantego, domyśliła się, że należało dać mu znać o powrocie zginionej. Sama więc schwyciwszy sanki, pobiegła do niego, aby mu opowiedzieć, w jakim stanie powróciła Marynka, i żądała wezwania doktora.
Prawie gwałtem zmuszona biedna męczennica, wzięła do ust kilka kropel wody, odwróciła się do ściany i płakała.
Krzewska nie mogła z niej dobyć ani słowa.
Stan ten trwał do przyjazdu dyrektora, który wpadł jak burza wprost do pokoju sypialnego Marynki, ciągnąc za sobą lekarza.
Stan chorej był wprawdzie łatwy do rozpoznania, lecz potrzeba było wiedzieć co go spowodowało... a dziewczę mówić nie chciało.
Volanti wreszcie zażądał, aby wszyscy się do drugiego pokoju oddalili, spodziewając się, że wymoże z chorej coś, coby go na drogę naprowadzić mogło.