Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lantim, który żadnego względu na niego nie miał i obchodził się z nim jak z człowiekiem, którego wyciągnął na światło z otchłani, trudno było nagle zmienić ton i sposób postępowania. Obawiał się ściągnąć podejrzenie.
Dyrektor go wytrzymał bardzo długo w korytarzu, i naostatek, wynudziwszy niezmiernie, puścił. Kończył się już akt czwarty, gdy Corsini napowrót wszedł do loży, oblany potem, zmęczony...
Percival ciągle jeszcze siedział pochylony ku Marynce, coś jej szeptał, uśmiechał się i niezmiernie był nią zajęty. Na wchodzącego włocha nie spojrzał już nawet.
Krzewska siedziała z oczyma wlepionemi w świecznik wielki, z ustami zakąszonemi, wzdragająca się rozmowę prowadzić, nadąsana.
— Co tu robić? szepnął włoch.
— To wasza rzecz! dajże mi pan pokój, raz na zawsze...
I odwróciła się ku scenie.
Baron Percival zdawał się nie mieć najmniejszej ochoty opuszczenia loży... Łatwo było przewidzieć, że jeżeli do końca widowiska tu pozostanie, poda do wyjścia rękę Marynce, i cały plan będzie zniszczony...
Rozpoczynał się ostatni akt, najkrótszy ze wszystkich, gdy naostatek Percival, który wprzódy zapewne po cichu się pożegnać musiał, wstał bardzo nieznacznie i posunął się ku drzwiom...
Włoch odetchnął, Krzewska oczami ognistemi rzuciła za wychodzącym, spojrzała na włocha, i na-