Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobać, do każdego temperamentu i humoru się zastosować, zupełnie sobie ujęła Marynkę...
Wesoła, dziecinna, naiwna, sama o sobie mówiła wiele złego w ten sposob, że złe jakie drudzy mówić o niej mogli, neutralizowała.
Burczakówna, której brakło towarzyszki, towarzystwa, stosunków, rada była tej znajomości. Laura ją bawiła, rozrywała, wyrywała z tej ciężkiej zadumy samotnej, długiej, która w końcu zaczynała czynić nieznośnem.
Przytomna z dala temu bliższemu poznajomieniu się Krzewska, pozostała na uboczu trochę, niepewna jeszcze czy ma stawić się przyjaźnie, czy opornie...
Volanti wesoły udawał bardzo uszczęśliwionego tą przyjaźnią dwóch artystek... Miał w tem swą myśl i rachubę.
Baron Percival, który najmniejszy krok Marynki śledził, nie był też przeciwny zbliżeniu się Lacerti do nieprzyjaciółki; przewidywał, że lekkomyślna cyganeczka z ochotą pomagać będzie każdemu, kto nową diwę zechce uczynić podobną do niej życiem i obyczajami.
Zepsute kobiety mają w tem pewny rodzaj punktu honoru, aby psuć drugie i nie dopuścić im być lepszemi od siebie. A że baron był pewien Lacerti i posłużyć się nią umiał, było mu na rękę to pokumanie się dwóch istot niestworzonych do tego, aby się pokochać mogły...
Pośpieszył zaraz do Marynki, winszując jej taktu, z jakim pierwszy krok uczyniła.