Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko, com ja wszczepił w nią. Niesprawiedliwość w tem, że owoce tryumfu ten błazen niedouczony, ten samouk bez metody zbierać będzie. Powinna była wieńce swe przynieść mi pod nogi...
— Jak to? wybuchnęła Laura: więc wy, maestro, uznajecie jej zwycięztwo?
Scarlatti szyderczą zrobił minę.
— Ale, moja ty przepiękna, odparł, zwycięztwo nie jest wątpliwe, a winna je nie oczom i nie pięknej postaci, bo wcale piękna nie jest jak ty... tylko znakomitemu głosowi, którym ją Bóg obdarzył. Zaręczam wam, że gdyby do końca była w moich ręku, stałaby się najpierwszą śpiewaczką tego wieku.
Lacerti oniemiała, zbladła jeszcze bardziej i nagle się odwróciła od Scarlattego który tak był zajęty sobą, że na ten ruch nie zwrócił uwagi.
Włoch padł na kanapkę, rozłożył się na niej bez ceremonii i mówił, ciągle będąc pod wrażeniem śpiewu:
— Jest to talent niedojrzały, tak, niewiadomo czy znaczniejszemu repertuarowi podoła, ale materyał znakomity... głos potężny, i jest w tem dusza, której wy nie macie, wy śpiewacy dni powszednich...
Mogłaby śpiewać fałszywie, będzie grała niewprawnie, a ludzi oczaruje i pochwyci. Dusza w niej jest. Nie myśli o podobaniu się, o kokietowaniu, cała w swej roli, dla tego wygrywa!...
Pochwały te Scarlattego tak przykremi były Laurze, iż oburącz uszy sobie zatknęła i odeszła kilka kroków.
Percival słuchał skrzywiony, niekontent, ale nadzwyczaj zajęty i rozciekawiony... Inni dla przypo-