Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po takim początku reszta już poszła świetnie, wśród coraz rosnącego zapału słuchaczów...
Są w życiu stanowcze chwile; taką była dla Marynki ta godzina walki, która całym jej organizmem wstrzęsła, oddziałała na umysł, na uczucia, dała jej pierwszy raz skosztować tej upajającej ambrozyi oklasku i uwielbienia, która wieczne potem budzi i niczem nieukojone pragnienie...
Owa skromna i poważna dzieweczka w ogniu tym przetworzyła się na nową istotę. Niepokój ją ogarnął, nie poznawała samej siebie, płakała myśląc: „Mateczko moja! czemu ty nie dożyłaś tej chwili.“
Tak, była to chwila wielka i błoga, ale zarazem brzemienna niebezpieczeństwy, które się z niej narodzić miały.
Gdy po prawdziwej burzy oklasków i nieskończonych wywoływaniach, po zasypaniu wieńcami, Marynka powróciła do swej loży, pełnej już winszujących, ciekawych, życzliwych i nieprzyjaciół nawróconych, uczuła się osłabłą, nie mogła mówić i musiała cichym niezrozumiałym głosem prosić, aby jej dano odpocząć.
Volanti natychmiast grzecznie bardzo powyprowadzał wszystkich, hr. Samsonow tylko, ks. Agaton, Percival mieli szczęście dostąpić do divy i ścisnąć jej drżącą rączkę...
W kącie loży, z rękami na piersiach założonemi siedziała zasępiona Krzewska, której ten tryumf serce zakrwawił.
Przed chwilą mówiła z Corsinim, który chodził oszalały... Występ ten namiętność jego do najwyższego spotęgował stopnia. Oprócz szalonej miłości, jaką