Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Walka, do której ją wyzywano, dała jej życie...
— Raz potrzeba to skończyć, powiedziała sobie; padnę — no, to padnę, lecz bronić się będę do ostatka... rozpaczliwie.
Volanti, który nadszedł, znalazł ją w tem usposobieniu bojowniczem, zmienioną, rozpłomienioną, rozgorączkowaną, taką jakiej nigdy prawie nie widywał.
Podała mu list ten z uśmiechem pogardliwym.
— Czytaj pan! rzekła. Obiecywałeś mi świetną dolę! Dotąd piłam tylko same gorycze, jestem znużona, wysilona, znękana i ani końca nie widać ofiarom i przykrościom...
— Ale to są nieuknione preliminarya każdego zawodu! odparł Volanti, rzucając na list oczyma.
Domyślał się łatwo jego pochodzenia.
— List ten, dołożył, odrzucając go na stronę ze wzgardą, ma na celu zastraszyć panią i siły jej odebrać.
— Tego celu nie dopnie, odezwała się Burczakówna, i widać, że go pisała osoba nieznająca mnie wcale. Przyprowadzić do rozpaczy, jest dodać mi siły, nie odjąć!
Dyrektorowi po raz pierwszy ukazała się z taką powagą i stanowczością; była to dla niego nowa strona jej charakteru...
Zmilczał trochę.
— Chciałem odłożyć debiut, odezwał się.
— Toby było niewłaściwem, dowodziłoby trwogi, której okazywać niepowinniśmy, a dla mnie im się to prędzej skończy, tem lepiej...