Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwulski, gdy go potrzebował, gdy chciał co wyrwać żonie, stawał się, jak dla obcych, uprzejmym, łagodnym, dobrym, — lecz wiedziano już w domu co to znaczyć miało, i niemal więcej się obawiano dobroci tej niż bezsilnych gniewów.
Lubiący żyć, gadatliwy, dowcipny, gęby wyparzonej, Dziwulski, choć go wszyscy dobrze znali, że był do niczego, u wielu był miłym gościem. Wciskał się na wszelkie wesela, imieniny, zjazdy, zabawy, jarmarki, gdzie pito i baraszkowano, a że szlachcic był, niegdyś possessionatus, że zabawiał... nie wypychano go... wysługiwał się jak umiał. Tylko do żadnej sprawy ważniejszej nie użył go nikt, bo wiedziano, że nic nie zrobi, pieniądze straci, zahula się, zagada i umknie.
W Berezówce, miał swój pokój i nazywało się, że w niej mieszkał, lecz niekiedy dwa i trzy miesiące nie było go widać — nie wiedziano gdzie się obracał, dowiadywano się o tem od obcych. Maleńki wózek, zwany po litewsku kałamaszką, silna klacz kasztanowata w hołoblach, maleńki tłómoczek, składały zwykłą jego wyprawę...
Wyjeżdżając z domu, opowiadał się zawsze, iż za dzień, dwa najdalej powróci, lecz dni te w miesiące się przemieniały; powróciwszy zaś kłamał, aby się niby usprawiedliwić.
W domu nie zajmował się niczem, pod pozorem, że magnifika, bo tak przezywał żonę, wszystko w łapach trzymała... Lecz gdyby nie to staranie jej o ocalenie resztek, dawnoby już Berezówki nie było. Raz napadł gwałtownie na żonę, żeby się do miasta wynieść, a ten chłapeć ziemi sprzedać. Miał nań kupca,