Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u mnie? Cóż powie wasza Litwinka? Jestemże ja godną?
Francuz za całą odpowiedź ruszył ramionami, rzucił się na sofkę, nogę na nogę założył i uśmiechnął się pogardliwie...
Laura stanęła tuż naprzeciw niego...
— Czemużem winna to szczęście, iż pan baron raczył sobie przypomnieć?...
Trêve des betises! odparł Percival. Przychodzę się dowiedzieć, która i jaka dynastya dziś u ciebie panuje? Straciłem z oczu.
Laura zrobiła minkę kwaśną.
— Cóż to was obchodzić może? spytała, — i nagle wtrąciła: — Mam li w was powitać zwycięzcę?... Poddała się twierdza oblężona?...
Baron ruszył ramionami.
— Wiesz przecię, że ja nigdy nie oblegam twierdz, których się zdobyć nie spodziewam, i o tej wcale nie myślałem...
— Przecież cały świat wie, że baron wszystko dla nowości porzuciłeś!... zawołała Laura.
— Widzę, że nie jesteś dobrze informowaną, odparł Percival. Daję ci słowo, że... od pierwszego poznania tego kopciuszka, jestem na tej z nim stopie, jak naówczas w loży... Ona nie raczy patrzeć na mnie, a ja zbyt jestem dumny, abym się o to napraszał.
Laura patrzała słuchając z uwagą wielką i potrząsając główką.
— Odprawiony z kwitkiem! wykrzyknęła. Przyznaj się?
— A gdyby tak było?
Lacerti zagryzła wargi...