Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja ani myślę o tem! zawołała z oburzeniem Marynka, ani dopuszczę, aby ktoś śmiał...
Padła na krzesełko i dorzuciła po chwili:
— Mojem zadaniem, teraz wypłacić się Volantemu... a potem... bodaj do Berezówki powrócić.
— To są myśli żałobne, których się pozbędziesz, odparła Krzewska. Rozpoczynasz zawód, który Bóg wie jak wysoko poprowadzić może... Co znaczy Berezówka!
— Dla mnie — wszystko! odrzekła Marynka: tak byłam szczęśliwą... Matka padła ofiarą mojego głosu i tych marzeń o jakiejś przyszłości, która teraz dla mnie jest obojętną... Kocham sztukę... lecz ona życia całego nie zapełni.
— Wszystko to... przejdzie! rozśmiała się z przymusem Krzewska... Nie mówmy o tem... zobaczymy... zmienisz przekonania.
Nie chcąc przeciągać tej rozprawy, Marynka nie odpowiedziała. Znużona była nieskończoną paplaniną i dopytywaniem ciekawem Krzewskiej, tak, że książkę wzięła, aby się od niej uwolnić.
Pani Ildefonsie pozostawało jedno, to jest pójść badać sługi, szukać plotek i z tą ciekawością właściwą próżniakom łapać najmniejsze drobnostki, aby niemi się nakarmić... Małe ptaszki tak samo niedojrzanemi żyją muszkami, a stare rzymskie przysłowie powiada. Aquila non capit muscas.
W domu, w którym Marynka kilka miesięcy przebyła, wiedziała ona mniej szczegółów daleko niż Krzewska we dni kilka... Wyspowiadała wszystkie sługi, potrafiła się narzucić Zosiczowej i wybadać ją o księżnie, zapoznała się przez płot z kamerdynerem