Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaścianek, od którego powóz się oddalał, nazywał się, jak wiele innych na Litwie, Berezówką; wieś od niego nieco oddalona, od której go zapewne niegdyś jakaś eksdywizya odcięła, zwała się Berezowiczami...
Objaśnić też musimy, że ów gruby, niepoczesny człek, idący z kijem, daleko więcej był wart niż to, na co wyglądał.
Ludzie tak na wsi często się zaniedbują, zwłaszcza na późniejsze lata, gdy już nie myślą się podobać nikomu, a żyją wśród swoich, znani każdemu i nie potrzebując się okazywać...
To było przyczyną, że ów poczciwy Bernard Żantyr, który niegdyś do szkół chodził, a nawet miał ochotę próbować seminaryum, a potem z wielkiej miłości dla muzyki i organu wykształcił się na prostego organistę, i nie mając szczęścia, wisząc przy małym parafialnym kościołku, wcale o powierzchowność nie dbał, już się więcej nie spodziewał nad to, do czego doszedł...
Marzył on niegdyś o zasiadaniu przy wielkich organach gdzieś w jakiemś mieście... w Wilnie może; marzył o sławie, o muzykalnym zawodzie... póki się to wszystko z wonią nie rozchwiało, nie spełzło, nie rozbiło o trudności, o pewną obojętność i lenistwo. I Żantyr grał sobie i śpiewał w małym parafialnym kościołku na chwałę bożą. Lecz ktoby wnosił z tego,