Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka za to popakowała nuty i książki, pamiętała o wszystkiem, czego Marynka potrzebować mogła, i uśmiechała się a ściskała ją, widząc po raz pierwszy od przybycia tu dziecię swe wesołem i ożywionem.
W istocie willa Volantego obok innych, które przejeżdżając oglądały kobiety, wydała się im bardzo skromną. Był to dom drewniany dosyć stary, wybudowany z niesmaczną pretensyą do wdzięku, a całą ozdobę jego stanowiły dość starannie pielęgnowanemi wijącemi się roślinami okryte ganki i galeryjki. Ogródek mały miał trochę, drzew starych, widok na cudzą wodę, kobierzec zieloności i kwiaty...
Rzuciła się do nich Marynka stęskniona do dawnych przyjaciół i znajomych, choć pomiędzy niemi dużo było i obcych, a nie takich, jakie porzuciła w Berezówce.
Chociaż pomiędzy tym domkiem a dworkiem porzuconym najmniejszego nie było podobieństwa, Marynka tak żywo znowu przypomniała sobie lata młode i tę ciszę, z której ją wyrwano, iż po nich zabolała. Cóż dopiero Dziwulska, którą osłabienie czyniło wrażliwą, i która w duszy daleko mocniej od córki żałowała wsi porzuconej.
Na niej ta niby wieś uczyniła tak silne wrażenie, że zaledwie na nią wejrzawszy, uczuła się zmęczoną, bezsilną i położyć się musiała...
Następny dzień zajęło urządzanie się w domu, nadjechał Corsini, przywieziono fortepian, rozpoczęły się lekcye znowu... Nad wieczór, po wyjeździe Włocha, Marynka wyszła zaledwie do ogródka, gdy przez furtkę zobaczyła wchodzącego mężczyznę. Zdawało