Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdanie bardzo pochlebne! zawołała, oczyma badając Lacerti. A rozmowa?
— Ani słowa nie raczyła przemówić do mnie! rzekł Francuz... Volanti wpadł wściekły... gdy właśnie miała się począć rozmowa...
— Dałeś więc mu za wygraną? szydersko wtrąciła Laura.
Percival popatrzał na nią długo i wyraziście.
— I pani, co mnie dosyć dobrze znasz, możesz mówić o tem, że ja nie grając, daję za wygraną? wybąknął żywo. Powinnaś wiedzieć przecież, iż nawet przegrawszy, za wygraną nie dałem nigdy... Zawsze coś pozostaje do zdobycia, choćby nienawiść!




Wprędce po tym wypadku, który dla Marynki przeszedł prawie niepostrzeżony, nie obudziwszy nawet jej ciekawości, — tak była cała wyłącznie swym śpiewem i przyszłością zajęta, — Volanti przybył z zawiadomieniem, że ponieważ wiosna nadchodzi, i wszyscy się wynoszą za miasto, on także mając wiejski domek, zaprasza do niego swe panie, aby świeższem odetchnęły powietrzem.
Marynce oczy się trochę zalśniły, lecz natychmiast przerwała:
— A moje lekcye?