Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochany baronie, rzekł, wierzże mi, iż w tem wszystkiem dwie tylko rzeczy są zainteresowane: kieszeń i honor... Sądzicie o tych kobietach podług tego, do czegoście nawykli w wielkich miastach; nie zapominajcież, że to sierota uczciwej rodziny, skromna wieśniaczka, i że... coś przecie na świecie poszanować trzeba...
— Ale bo, wiesz co Volanti, przerwał baron, cała rozmowa wygląda jak gdybym ja już czychał na zgubę niewinności. Słowo ci daję, dotąd jestem ciekaw tylko...
— I ciekawości nie zaspokoiłeś jeszcze?
— Nie: jest podraźniona, nic więcej.
Dyrektor się zżymnął.
Percival podał mu rękę, spojrzał na niego z politowaniem i poszedł za kulisy.
Lacerti, która w czasie antraktu patrzała na lożę, widziała w niej barona, była niezmiernie ciekawą, co z niej Percival wyniesie. Po ukończeniu sztuki nie śpieszyła z wyjściem, będąc prawie pewna, że przyjdzie się jej pochwalić.
— Tak się stało w istocie. Baron śmiejąc się wszedł do jej pokoiku za kulisami, w którym już owinięta w futerko, siedziała piękna Laura, tupiąc nóżkami z niecierpliwości.
— A cóż? zawołała porywając się i biegnąc przeciwko niemu.
— Kopciuszek! odparł baron. Nie umiem powiedzieć, czy zostanie nim na wieki, czy przemieni się na królewnę. To pewna, że dziś jest niczem więcej, tylko kopciuszkiem.