Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyach, ani o niczem słyszeć nie chciała; mówiła tylko o powrocie do Berezówki.
Wypadkiem tegoż dnia nad wieczór przybyła Zosiczowa, dowiedziała się o chorobie i jej przyczynie, i nie bawiąc tu długo, pobiegła o tem księżnie oznajmić...
Gdy Volanti nadszedł do niej, uwiadomiona już o wszystkiem pani, wpadła na niego z wymówkami i nakazem, ażeby Scarlattego precz odpędził.
— Ja tego uczynić nie mogę! zawołał Volanti; nie zastąpi go nikt... cała przyszłość jej od niego zależy...
Wymówek tych księżna słuchać nie chciała.
— Raz potrzeba skończyć z tym nieznośnym despotą! zawołała: raz potrzeba od niego uwolnić niewinne ofiary... precz ze Scarlattim!...
Volanti znając upór swej protektorki, zamilkł... Walczyć z nią nie mógł... W czasie obiadu księżna Teofania nie mogąc się uspokoić, układała plany zemsty...
Od lat dwóch znajdował się w stolicy młody Włoch także, nauczyciel śpiewu, Medyolańczyk Corso. Scarlatti, nazywał go nieukiem, wyśmiewał go, i biedny chłopiec zaledwie tam znaleźć mógł zajęcie, gdzie wpływ starego dziwaka nie dochodził... Księżna znała go i słyszała o nim...
Po obiedzie, nie wdając się już w spór z Volantim, wydała rozkaz:
— Napiszesz list do Scarlattego, dziękując mu za lekcye... ja postaram się o to, aby i inne potracił... Jutro proszę przysłać Corsa...
Błagającym wzrokiem rzucił na księżnę Volanti.