Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

księżny i najlepszem towarzystwie nadał też Zosiczowej maniery jak najlepsze.
Uwiadomiona o tem, że biednej wdowie miała być pomocą, całem sercem ofiarowała się na jej posługi. Księżna Teofania, której może szło o to, aby była dobrze uwiadomiona o tej wychowanicy swego ulubieńca, uwolniła kapitanową na parę tygodni od wszelkich obowiązków w domu.
Tak tedy jednego ranka wprowadzona przez Volanti’ego Zosiczowa od razu sobie serce Dziwulskiej swą uprzejmością pozyskała. Poprzyjaźniły się łatwo, a Dziwulska mająca tyle rzeczy, z których się nie śmiała zwierzyć nikomu, a które jej ciążyły, chwyciła tę zręczność, aby się wylać przed sympatyczną kapitanową.
Rozmowom nie było końca, zwłaszcza że Marynka ciągle zwierzenia te przerywała...
Dnia tego nic począć nie było podobna; ogrom tylko wszystkiego co do czynienia było, oceniły obie...
Zosiczowa, której życie nie było, najszczęśliwsze, przebywszy wiele, nim wdową i sierotą dostała się do księżny, zachowała z przeszłości wielki wstręt i obawę świata...
Przestrzegała ciągle, a przestrogami temi z najlepszego serca — straszyła i tak już wylękłą.
Cały tydzień upłynął na bieganiu, po sklepach, po modniarkach, na rachunkach Dziwulskiej, która nad cenami wygórowanemi rozpadała się, powtarzając, że im na to nie starczy z tego, co Francuz przeznaczył.