Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest właściwie przed Scarlatti’m pokazał, bo o popisach innych mowy być nie mogło.
Nazajutrz rano już był Francuz i Dziwulskiej mnóztwo drobnych szczegółów miał do omówienia... Kwestye kosztów utrzymania, stroju, który nie mógł być zaniedbany, naostatek lekcyj, jakie panna Marya brać miała, musiano roztrząsać...
Na samym śpiewie ograniczać się nie było podobna, dodatkowo przychodziły lekcye niezbędnych języków, sztuki dramatycznej, fortepianu, choćby tylko dla akkompaniamentu. Przywołano pannę Marynkę, która niezmiernie się zdumiała, dowiadując się, że tylu rzeczy na raz uczyć się będzie musiała...
Lecz, wszystko to było nieodzownie potrzebne... Matka pierwsza to uznała...
Dzień zaledwie mógł starczyć na te studya...
Przy tej rozmowie Francuz nie chcąc zbytecznie przestraszać przybyłej, nie wspomniał nic jeszcze o Scarlatti’m, o którego charakterze i sposobie obchodzenia się z nim, musiał ją przestrzedz. Już i tak groźba tylu lekcyj, nauczycielek i nauczycieli trochę dziewczę zasmuciła.
Volanti, przezorny bardzo, musiał myśleć i o wyborze professorów ostrożnym, aby intryg do domu, a z domu plotek nie wyprowadzać. Wiedział, że Lacerti czyhać będzie, aby tu podpatrzyć, podsłuchać i rzucić jakieś nasionko szkodliwe...
Dziwulska bardzo praktyczna na wsi, w zetknięciu się z wielkiem miastem uznała nieudolność swoją. Prosiła usilnie Volanti’ego, aby jej jaką uczciwą, niemłodą pomocnicę dał i przewodniczkę. Trzeba