Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z bólu i gniewu dziewczę płakać zaczęło. Wszystko to nie trafiało do przekonania Celestyna, który słuchał w cale nieporuszony.
Napróżno siostra ze wzrastającą gwałtownością malowała mu następstwo, oburzał się; przemawiała do niego w imię wszystkich uczuć, które musiał szanować — Celestyn nie spierając się z nią, trwał przy swojem...
Rozpłakana wreszczie i zrozpaczona, po próżnych usiłowaniach opuściła izdebkę brata! przy rozstaniu uściskawszy go, jakby żegnała — na zawsze...
Nazajutrz rano Celestyn z nikim się nie widząc, wyszedł z dworku na Pradze. Potrzebował być sam z sobą i do południa przesiedział w ciemnym kącie kawiarni, otaczając się obłokiem dymu.
Dwunasta biła, gdy w przedpokoju oczekujący kamerdyner wprowadził go do salonu.
Widocznie oczekujący tu na niego książę Marcin, który niby siedział nad książką rozłożoną, nie wiedząc nawet jaką, zobaczywszy go powstał żywo i przywitał z przesadzoną grzecznością wielkiego pana, który nią płaci często za niechęć, jaką czuje w sercu dla — plebejusza.
— Nieskończenie — nieskończenie jesteśmy kochanemu panu obowiązani, począł jąkając się aż z pośpiechu — że byłeś tak grzeczny... Księżniczka była nam mocno, mocno chora! Doktór polecił rozerwać się... a jej podobna niczem zabawić... Ona tak lubiła rozmowę seryo z panem...
Celestyn chciał wtrącić coś, tłómaczyć się, gdy książę zagadał natychmiast, umyślnie mu nie dając się odezwać, a tu już żywy, popędliwy krok i szelest