Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kompetentni sędziowie z uśmiechem poruszali ramionami.
Bardzo często Pietraszek wprost odmawiał.
— Tak, tak, mówił, przychodzicie do mnie, gdy już wasze Eskulapy chorego lekarstwami otkali, struli, zniszczyli, i chcecie, abym ja naprawił co partacze popsuli. Jam nie Pan Bóg! Niechaj ci sobie kończą co zaczęli...
Gdy się raz dziwak uparł, największym datkiem niepodobna go było skłonić do zmiany postanowienia Od bogatych żądał dużo, od ubogich nie brał nic, lekarstwa im sam przyprawiał, jadło posyłał. Mówiono, że to było komedyą — o ludzkie języki nie dbał wcale.
Szyderca nielitościwy, nie oszczędzał nikogo. Po całych dniach zajęty z chorymi i około jakichś medykamentów, które przyprawiał, doktor Pietraszek żył nadzwyczaj prosto, na kuchni chłopskiej, na chlebie razowym, i nie miał innych w życiu przyjemności nad swe powołanie.
Do domu swego mało komu się wcisnąć dozwalał; ci, co bywali dopuszczeni, mówili o oryginalnem urządzeniu wewnętrznem, porozrzucanych książkach, schnących ziołach, butlach i osobliwych apparatach co w mniemaniu powszechnem szarletaństwa dowodziło.
Tego to doktora, wyśmiewanego, ale mającego też namiętnych obrońców, ośmieliła się poradzić przyjaciołce Żulieta. Widząc jak rada ta była źle przyjęta, dodała żywo
— Proszęż cię, gdzie o dziecko idzie, a doktor napróżno wszystkie środki wyczerpuje i choroba się po-