Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kormanowski upierał się trochę, ale doktor był tak zarazem grzeczny i tak napastliwy, że odmówić mu było trudno. Celestyn zaś wolał od razu nieprzyjemną tę rozprawę skończyć, niż mieć w przyszłości obawę nowego jej rozpoczęcia.
Weszli więc na górę do bardzo eleganckiego, wygodnego, wonnego i wytwornie umeblowanego appartamentu. Lokaj w liberyi otworzył im drzwi; zasiedli przy stoliku w salonie, zarzuconym książkami i nutami; Landler się przysunął do Celestyna, który siedział pogrążony w sobie i chmurny.
— Wiedziałem z góry rzekł, iż ofiary wielkiej wymagam od pana. Jest to myśl moja tylko, matka jeszcze jej nie powzięła, jest w rozpaczy i nie widzi wyjścia... Ja upatruję w tem ratunek... Jakże pan, pan, który nie mogłeś nie powziąć pewnej sympatyi dla uczennicy, bo takie uczucia zawsze ją wywołują, pan nie chciałbyś jej — ocalić życia... przez dumę i — draźliwość miłości własnej?!
— Nie mówmy o tem — przerwał Celestyn — proszę. Jabym chciał się owszem sprzeciwiać szanownemu panu w jego dyagnozie i wyborze lekarstwa... Moja przytomność może raczej podnieść chorobę, jeśli jej źródło jest w tem, co pan wskazujesz. Przykrość chwilowa przejdzie, przesilenie nastąpi, zostanę zapomniany... i — wszystko będzie skończone.
— Wcale nie! sprzeciwił się Landler. Nietylko przesilenie nastąpić nie może, ale choroba wzrasta — nie mamy na nią innego środka...
— Tylko mnie poświęcić! mruknął Celestyn.
— Tak, ale pan masz męzką energię, i to, co dla