Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja ją znam — wtrąciła księżna gwałtownie — uczucia ma nader żywe, przekonać i pokonać ją trudno. A... uchowaj Boże nieszczęścia — ja nie przeżyję tego, ją jedną mam tylko.
— Nie trzeba brać tak na seryo — dodał kuzyn.
Księżna chodziła zamyślona wzdychając i jęcząc, chwytając się za głowę.
Książę Marcin szukał w swojej, coby mógł przecię jako opiekun poradzić łagodzącego, a niezbyt radykalnego. Zebrał się na ciche słowo.
— Wie kuzynka co? rzekł — Jadzia przez osamotnienie wpadła w tę nienaturalną dla młodej panienki fantazyę uczoności. Trzeba ją wprowadzić w świat i świat wpuścić do domu. Rozrywka będzie najlepszem lekarstwem...
Tu książę się zawahał i zarumienił, gdyż był zmuszony dotknąć struny bardzo delikatnej, a lękał się, żeby ona w oczach matki nie zabrzmiała zbyt rażąco. Począł, głos zniżywszy:
— Są, kochana kuzynko takie temperamenta, to rzecz wiadoma... krew... wyobraźnia żywa, które tylko doknięcie... w rzeczywistości może uspokoić. Najlepiejby było wydać za mąż.
Księżna wykrzykiem zaprotestowała...
— Nieraześmy mówili o tem, dodał nieśmiało ks. Marcin, — że Eustaszek byłby dla niej bardzo stosowną partyą. Kuzynka nie byłaś przeciwko temu... Eustaszek za mało bywa, należałoby go zachęcić, pociągnąć, a ja to z chęcią wezmę na siebie...
Matka słuchając tego wniosku, dała pewny znak przyzwolenia.