Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostawał u Michała lub u którego z dawnych kollegów uniwersyteckich...
Rodzice nie mieli najmniejszego powodu niepokojenia się o niego, znali go bowiem jako zbyt szanującego się, zbyt chłodnego, aby się mógł jakiegoś wybryku młodzieńczego dopuścić. Nie lubił nigdy ani zabaw hałaśliwych, ani biesiadowania, ani gry, ani hulanek w podejrzanem towarzystwie. Ojciec znajdował go na swój wiek może nadto sensatem, i to go niepokoiło tylko, że jak wszyscy ludzie za młodu do zbytku wstrzemięźliwi — mógł później szałem to jakimś przypłacić. I tego dnia gdy minęła godzina o której zwyczajnie Celestyn przybywał, stary pan Joachim stojący w oknie na zwiadach, odezwał się do żony, że z wieczerzą na syna chyba już czekać nie ma potrzeby.
Dworek prazki, który zewnątrz tak schludnie, czysto i ładnie wyglądał, niemniej starannie wewnątrz był utrzymywany, ale z prostotą nadzwyczajną. Sprzęty, które sobie państwo Joachimowstwo przybywszy tu nabyli, niezmienione dotąd trwały. Z lepszych czasów małe pamiątki po książętach, kosztowniejsze fraszki trochę pokoiki przyozdabiały. Lecz najbardziej stroiła je wykwintna, wyszukana czystość, do której tu już wszyscy byli nawykli. W największym pokoju gościnnym, w którym się wszyscy znajdowali wieczorem, oczekując na Celestyna, paliła się staroświecka lampka z umbrelką na stole, przy którym pani Monika, w białym czepeczku, z gładko przyczesanemi włosami siwemi robiła pończochę. Trochę opodal stała siostra Celestyna panna Leokadya, dziewczę rysami przypominające trochę brata, ładne,