Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On mu się dawno należał! wybuchnęła księżna. Zresztą mój panie Rymundzie, nie dbam o to, co tam o mnie w ulicy mówić będą — główna rzecz ocalić Jadwisię.
— I wydać ją za ks. Eustachego, dodał Rymund, — który nie będzie takich śmiesznych delikatności miał, ani skrupułów, i sięgnie do szkatułki w. ks. mości, boć jeszcze mu sporo długów zostało, a nawykł żyć dobrze.
Księżna wstała, aby skończyć tę rozmowę i Rymunda się pozbyć; ale Litwini z natury są uparci; gość ani myślał odchodzić.
— Tylko — ciągnął dalej — z rozwodem będzie bodaj ciężko. Dawniej rozwód się kupował tak łatwo i tak gładko, że aż miło się było żenić, mając zawsze zapewnioną rejteradę; dziś to zupełnie co innego, chociaż sypnąwszy...
— Sprawiedliwość jest za nami — odezwała się księżna dumnie.
— Najzupełniejsza — rzekł Rymund. Dopóki był młody, przystojny, zdrów, a nie znudził się księżniczce, mogła go trzymać za męża; gdy raz skapcaniał — trudno, aby siebie poświęcała dla jakiegoś obowiązku i staroświeckich pojęć o nierozerwalności małżeństwa...
Księżna tak była oburzona, iz słuchać więcej nie chcąc, skierowała się ku drzwiom. Rymund zastąpił jej drogę, i gwałtem na przeproszenie sięgnął po rękę do pocałowania, której mu nie dała.
— Proszę się nie gniewać — rzekł poważnie. Wierz mi w. ks. mość, że idzie mi o honor familii tyle przy-