Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leokadya czując jak miłem być może dla Celestyna poufałe zwierzenie się przed Michałem, samych ich zostawiła.
Celestyn miał na sercu najprzód przyjaciela przekonać, że był jak najszczęśliwszym, że nikt oprócz familii nie zawinił przeciw niemu, że żona była najlepszą żoną, matka bardzo przyzwoitą świekrą, i że on tylko sam wiele sobie miał do wyrzucenia.
Oczyszczał szczególniej Jadzię ze wszelkich zarzutów...
Michał słuchał z pewnym rodzajem politowania. O tem, co się działo w pałacu, o jawnych konkurach ks. Eustachego, o projekcie rozwodu mówiło miasto całe.
Nie ulegało to żadnej wątpliwości, sam tylko Celestyn wcale o tem nie wiedział. Słuchając go, pan Michał ważył w sobie, czy lepiej jest nie uprzedzać go wcale i dopuścić, aby go po przybyciu rzeczywistość jak obuchem uderzyła — czy otworzyć mu za wczasu oczy.
Stan zdrowia Celestyna, zdawało się Michałowi — czynił przygotowanie obowiązkowem. Rad był, że się tu znalazł opatrznościowo, i powoli rozpoczął rozmowę ostrożnie.
— Wszystko to, co mi mówisz — odezwał się — dziwnie jakoś jest w sprzeczności z tem, co tu ludzie, bardzo blizcy księżny i żony twojej opowiadają. Że ty kochasz ją, o tem nie wątpię; ale nie widzę w niej czułości, gdy cię tak opuścić mogła.
— To są potwarze i z zupełnej nieznajomości prawdziwego stanu rzeczy tworzone wnioski, odezwał się Celestyn gorąco. Ludzie plotą o tem, czego nie znają.