Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Zastawska, która była właśnie u rodziców, usłyszawszy o tem, uczuła niezmiernie całą — jak mówiła otwarcie — niegodziwość takiego postępowania.
— A! zawołała gniewnie prawie, i twarzyczka jej zaogniła się jakimś zapałem wcale jej charakterowi niewłaściwym, który zdumiał rodziców. A! to już nad wszelki wyraz — szkaradne!! Żeby też żona...
Nie mogła dokończyć, łzy miała w głosie.
Ojciec przerwał:
— Co ci jest! oszalałaś! Widać, że na nic innego nie zasłużył. Ma to czego wart! Co ty się znowu tak nad nim rozpadasz?
— Bo to niegodziwe — niegodziwe! zawołała Milka unosząc się. Człowiek ten i tak miał z niemi dosyć do wycierpienia... a teraz...
— A milczże ty! zakrzyknął Podroba — ot to mi adwokat!...
— Ojciec słyszał, że doktor dla niego lodu nie mógł dostać, a po wodę sam chodzić musiał! zawołała żywo Milka — tymczasem w pałacu wznoszono toasty i ucztowano. A! to ludzie bez serca.
Podroba tak na ten wybuch czułości córki zwykle łagodnej i spokojnej uniósł się, iż jej ręką chciał usta zatulić.
Milka cała drżąca, cofnęła się parę kroków, oczy jej się zaiskrzyły, zamilkła i szybkim krokiem zbiegła do swojego pokoiku, panieńskiego niegdyś, który teraz przybywając do rodziców zajmowała. Ojciec sądził, że wszystko się na tem skończyło; ale pani Zastawska bez namysłu, pod wrażeniem tego co usłyszała, natychmiast wzięła chustkę na głowę, i tylnemi drzwiami z folwarku przez parkan wybiegła.